Gdyby awangardowość budynku mierzyć odległością do miejsca, do którego zostali deportowani jego architekci, Dom Pisarzy Sewanu nie miałby w tej kategorii równych sobie rywali. Gevorg Kochar i Mikael Mazmanyan spędzili 15 lat na zsyłce w jedno z najbardziej ponurych i zanieczyszczonych miast świata – w Norylsku. Pierwszy z nich po niemal trzech dekadach wrócił do Sevan aby dokończyć swoje dzieło. Korzystając z chruszczowskiej odwilży zaprojektował w otoczeniu katastrofy ekologicznej dzieło ostateczne sowieckiej awangardy.

Godzinę drogi od stolicy Armenii znajduje się niezwykłe miejsce, pełne absurdów i sprzeczności. Sprawdzam noclegi na bookingu – Dom Pisarza jest wyraźnie tańszy niż festyniarskie hotele wybudowane nad brzegiem „morza Armenii” czyli jeziora Sevan. Na miejsce dojechaliśmy Ładą 2107 z taksówkarzem poznanym na postoju w Eczmiadzynie. Z tym przemiłym panem spędziliśmy dwa wcześniejsze dni na jeżdżeniu po ormiańskiej prowincji. We wrześniu w Armenii jest żółto, niemal jakby ktoś nałożył ten sam filtr co w filmach dziejących się w Meksyku. Dlatego wydawało nam się, że jest ciepło i w jeziorze Sevan będziemy mogli się wykąpać. Zapomnieliśmy tylko, że znajduje się ono na poziomie 1900 metrów n.p.m., co wyraźnie odczuliśmy po wyjściu z taksówki. Gdy stanęliśmy pod domem pisarza i zobaczyłem w jakim stanie jest ten obiekt, musiałem sprawdzić jeszcze raz na bookingu, czy faktycznie zarezerwowałem ten nocleg i czy to nie była jakaś modernistyczna fatamorgana.

Starsza część Domu Pisarza, 1930-32
Widok na topografię półwyspu

Jezioro Seven – „morze Armenii”

Wszystko się zgadzało, a nawet zaczynało się składać w logiczną całość. Zaczynałem się domyślać skąd ocena gości ledwo przekraczająca 5. Powitał nas potężny Rosjanin o wyglądzie mafioza. Z racji tego, że byliśmy jedynymi gośćmi w obiekcie, postanowił dać nam „najlepszy pokój”. Po zostawieniu bagażu i kilku komentarzach na temat stanu technicznego postanowiliśmy wybrać się do centrum po jakieś zakupy. Bo do centrum Sevan z domu pisarza jest kawałek. Obiekt znajduje się na półwyspie, który dawniej był wyspą. Sowieci korzystając ze swojego doświadczenia w wywoływaniu katastrof ekologicznych, rutynowo doprowadzili do takiej również tutaj. Po zbudowaniu 6-piętrowej kaskady na rzece Hrazdan, morze Armenii zaczęło się kurczyć. Ostatecznie jego powierzchnia zmniejszyła się o 40% a linia brzegowa oddaliła się od otaczających je miejscowości. Tym samym wiele z nich zostało pozbawionych sensu istnienia. W okolicy jeziora można jeszcze napotkać co jakiś czas resztki opuszczonych zabudowań.

Skalę problemu świetnie obrazuje słynny punkt widokowy, z którego pierwotnie rozpościerał się widok na jezioro. „Płetwa” ostatecznie została punktem widokowym w środku pola z widokiem na trawę i składowisko opon. Przestrzeń po wodzie wypełniły nowe hotele oraz jarmarczne atrakcje turystyczne. Bo oprócz tego, że jezioro Sevan jest jednym z niewielu rezerwatów przyrody w Armenii, to na półwyspie znajduje się mający ponad 1000 lat klasztor Sevanavank, który przyciąga wycieczki nie tylko krajowe.

Punkt widokowy
Widok z platformy
Dworzec kolejowy w Sevan

Bloki, góry, jezioro

W Armenii taksówkarzem jest właściwie każdy, kto ma auto, więc za równowartość 10zł dotarliśmy do centrum z jakimś młodym człowiekiem. Ten widząc turystów po prostu zatrzymał się i zaproponował podwózkę za niewygórowaną kwotę. Zostawił nas pod jedyną w miasteczku pizzerią, skąd przemieściliśmy się pod dworzec kolejowy, aby sprawdzić jakie mamy opcje dnia następnego. Po zobaczeniu na budynku dworca wielkiej czerwonej gwiazdy wieńczącej dach nikogo nie zdziwił brak opcji. Rozkładu jazdy nie było a według miejscowych jeździ stąd jeden dziennie pociąg do Erywania, ale czasami bywa tak, że przez parę dni go nie ma, więc nie można na nim polegać.

Byliśmy głodni ale liczyliśmy na coś więcej niż pizza. Mapy google wskazywały na istnienie jeszcze jednej restauracji więc skierowaliśmy się w jej kierunku. Obiekt okazał się hybrydą świetlicy dziecięcej, domu kultury, biblioteki, kawiarni i jadłodajni. Po zjedzeniu koniec końców i tak pizzy, wyruszyliśmy z powrotem na półwysep. Tym razem starą Wołgą, która wyścielona była dwiema warstwami koców, totalnie przesiąkniętymi tytoniowym dymem. Kierowca zachęcał nas, żebyśmy otworzyli sobie już piwo, które kupiliśmy bo nie ma na co czekać. Ale kto by je otwierał w taksówce, kiedy może otworzyć je na ławce pod awangardową kantyną z widokiem na jezioro?

Wnętrze kantyny, 1963

Konstruktywizm w służbie socjalizmowi

Obiekt wzniesiono na początku lat 30. na zlecenie Związku Pisarzy Armeńskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Literaci mieli tutaj przyjeżdżać aby szukać natchnienia i w spokoju, wśród natury tworzyć swoje dzieła. W Związku Radzieckim obowiązywał wówczas styl narodowy, oczekiwano architektury nawiązującej do tradycji. Zwłaszcza ze względu na sąsiedztwo klasztoru. Młodzi architekci, będący pod wpływem idei konstruktywistycznych, postawili jednak nie na czerwoną cegłę a biały tynk, a nad tradycje ludowe przedłożyli ukształtowanie terenu. Dom pisarza został tarasowo wpisany w dolną część zbocza a po jego lewej stronie zaprojektowano przeszkloną klatkę schodową. Dominują tutaj proste, spokojne formy, oparte na podstawowych kształtach geometrycznych. Budynek zaszokował więc decydentów, choć i tak był stonowany w porównaniu do tego, o czym marzyli konstruktywiści. Budowę zakończono w 1932 roku, a wkrótce po przyjęciu pierwszych gości architektów aresztowano i deportowano za koło podbiegunowe.

Widok z tarasu
Kantyna
Klatka schodowa

Opus magnum

Przez 15 lat w miejscu, gdzie kombinat Norylski Nikiel bije rekordy emisji zanieczyszczeń, architekci mieli trochę czasu do myślenia. W latach 60. Gevorg Kochar wrócił do Sevan żeby wyrównać rachunki. Dzięki odwilży jaka nastąpiła po śmierci Stalina i powiewom optymizmu w Związku Radzieckim, mógł bezpiecznie popuścić wodze fantazji i zbudować coś na miarę cywilizacji podbijającej kosmos. Zaprojektował on lekkie skrzydło z kawiarnią, oparte na jednej nodze nad skałami w taki sposób, że przeszklona, zaokrąglona ściana otwiera przepiękny widok na jezioro. Kantynę otwarto w 1963 roku i gdyby nie kiepski stan techniczny, to sama forma do dziś wygląda bardzo nowocześnie.

Koło godziny 21:00 na ławce przy filarze zrobiło się tak zimno, że nie mogliśmy dokończyć piwa. Postanowiliśmy poszukać szczęścia w kantynie, która wydawała się już zamknięta. Na szczęście pani w kawiarni zapaliła nam światła, włączyła muzykę i zaprosiła do środka na jeszcze jedną butelkę jasnej Kilikii. Pełną wrażeń noc spędziliśmy w dresach, pod kołdrą i kocem, słuchając luźniejszych elementów fasady hałasujących na wietrze. Osobiście atrakcje Sewanu oceniam na mocne 10/10, jednak warto wcześniej przygotować się na niektóre z nich.